- Wszystkiego najlepszego z
okazji naszej rocznicy. To już setny sms, który dzisiaj wysłałam. Łącznie z wczorajszymi
jest ich ponad pięćset. Wstydzę się coraz mniej. To pewnie normalne, w końcu
śmiałość przyjdzie z czasem. Zresztą sam wiesz najlepiej – nacisnęła guzik
„wyślij”.
Siadając w
głębokim fotelu zrzuciła ze stóp miękkie kapcie mające kształt pluszowych
niedźwiadków z wyłupiastymi, czarnymi i bardzo mieniącymi się oczkami. W
połączeniu z flanelową pidżamą, szlafrokiem z polaru i wytartą gumką we włosach
wyglądała uroczo. Lampka rzucająca ciepłe światło tuszowała wszystkie zmarszczki
na jej twarzy sprawiając, że w tej perspektywie traciła dobre pięć lat. Kolejne
pięć miały załatwić leżące nieopodal kremy oraz nowoczesne serum upolowane w
okolicznej aptece. Farmaceutka przysięgała, że wszelkie niedobory zostaną uzupełnione.
I na to właśnie liczyła. Zresztą nie miała zbyt wiele czasu – krążąca
nieopodal, młodsza od niej niewiasta stanowiła i tak za duże zagrożenie, które
przy braku prewencji mogło mieć nieodwracalne skutki. Zgodnie z przykazaniami
wyniesionymi z rodzicielskiej szkoły własnej matki wiedziała, że nie może sobie
na to pozwolić. Przecież chodziło o prawdziwą i absolutnie niepowtarzalną
miłość. W dodatku tak pięknie wszystko się zaczęło – bez zbędnych udziwnień,
bez wzajemnego oceniania oraz analiz. Bez stresu i sztampowych słów o jej
pięknych oczach. Bez nieświeżych kwiatów, które umierają zaraz po tym jak
zostaną wręczone. Za to objawił się w tajemnicy, owiany niepewnością oraz tą
niezdrową fascynacją anonimowości „kto jest po drugiej stronie”. Zresztą zdrowy
rozsądek wyłączyła jakieś piętnaście kilogramów temu, kiedy dotarło do niej, że
nie ma szans zostać drugą Bridget Jones. Najprawdopodobniej brakowało
określenia „urocze” do wszystkich potknięć jakie notorycznie popełniała.
Dodatkowo żaden z przystojnych, piekielnie inteligentnych mężczyzn nie
zamierzał być ani jednym z adoratorów. Jedyne co mogłoby sprawić, aby
ktokolwiek dostrzegł nutkę podobieństwa to fakt, że po wódce zawsze wypatrywała
zgrai dzikich psów czekających na to aż padnie i nie wstanie. Magia trwała. Jak
w filmie „Nigdy w życiu” albo w „Seksie
w wielkim mieście”. Tyle, że w wirtualu i bez zapachu testosteronu. Bez małych
porcji kolacji w wyszukanym miejscu oraz monologów głównej bohaterki. Bez
depilacji, za to z niezliczoną ilością słów przepływających przez sieć w takim
natężeniu, że niemal czuła ich oblepiającą obecność na swojej skórze.
Codzienność poszła precz – kupy na chodnikach, staruszki pchające się w
przeludnionym autobusie, dresiarze nad ranem ciskający butelkami w śmietnik,
wymóg poprawności politycznej, propaganda anoreksji i bulimii, połykanie
jajeczek tasiemca oraz cała reszta, która wyprowadzała ją z równowagi. Wszystko
było dokładnie takie, jakie być powinno.
*
- Zupełnie nie rozumiem tej
twojej obsesji na temat anonimowości – zaśmiała się patrząc w monitor. –
Przecież od kilku dni dokładnie wiem kim jesteś. Swoją drogą wstawiłeś niezłe
zdjęcia z wakacji. Szkoda tylko, że tło psuje ta przybłęda po lewej, którą musiałeś
przez przypadek objąć. Wiem, tak wypada. W końcu dobry i szczodry z ciebie
człowiek – stukała w klawiaturę. – Nie mam ci tego za złe. Do mnie też
doklejali się różni faceci. Ważne, żeby mieć priorytety. Ona przyjdzie i
pójdzie. Prawdziwa miłość zostanie na wieki – wzięła głęboki oddech. –
Nieziemsko dzisiaj pachniała twoja koszula. Mam nadzieje, że poczułeś jak
dotknęłam twojego ramienia i dmuchnęłam ci w kark kiedy staliśmy razem w
autobusie. Zresztą nie ważne – powtórzę to przy najbliższej okazji. Jutro
wychodzisz wcześniej, bo masz rano zajęcia. Wracasz… niech sobie przypomnę.
Około szóstej, prawda? Nie powinnam się spóźnić. Pamiętaj żeby zamknąć okna,
ponoć mają być burze. Nie chciałabym, abyś zastał nieporządek w mieszkaniu –
wyszeptała. – Oboje lubimy systematyczność w działaniu i pewną stagnację myśli.
Zanim
weszła do kuchni zdjęła z głowy kaptur sportowej bluzy. W radiu znowu grali ten
irytujący kawałek składający się z dwóch bitów oraz trzech słów, który miał to
do siebie, że później człowiek chodził przez cały dzień podśpiewując bez szans,
aby przed wieczorem mógł skończyć. Sięgając po butelkę z wodą dotarło do niej,
że nabyta dzisiaj wiedza otwiera przed nią nieograniczone możliwości. Mogła,
dajmy na to, od teraz wkładać pełne namiętności listy do jego skrzynki, albo
rozsypywać płatki róż na klatce. Mogła również wysyłać do niego kuriera, albo
towarzyszyć w drodze do pracy, dokładnie tak jak kilka godzin temu.
Dźwięk
smsa sprawił, że poderwała się z miejsca. Drżącą ręką podniosła telefon
powtarzając w duchu jak mantrę zaklęcie sprowadzające wieści od niego, które
znalazła jakiś czas temu w Internecie. Miało ono nie tylko podsycać kontakt,
ale również sprawić, aby wybranek oszalał z miłości do niej. Na jednym z for
ezoterycznych dziewczyny zapewniały na swoim przykładzie, że miało pełną
skuteczność.
- Kimkolwiek jesteś nie dzwoń,
nie pisz, nie wysyłaj e-maili – brzmiała pierwsza z trzech wiadomości. – Ja i
moja dziewczyna nie życzymy sobie takiego kontaktu, ulokuj uczucia w kimś
innym! Mam nadzieje, że dotarło: nie jestem zainteresowany ani znajomością ani
skokiem w bok – otworzyła kolejne dwie.
Trzymając
w zaciśniętej dłoni telefon osunęła się bez słowa na łóżko i przykryła kołdrą.
- Oczywiście, że dotarło. Dotarło
bardziej niż ci się mogło wydawać – wyszeptała patrząc załzawionymi oczami w
stronę zawieszonego na ścianie zdjęcia wydrukowanego kilka dni wcześniej z
popularnego portalu społecznościowego. – Wszystko stało się jasne.