Kiedy odezwał się dzwonek Ewa
poprawiała ostatni obraz z kolekcji, którą on wniósł do jej mieszkania zaraz po
oficjalnych zaręczynach. Potraktowała to kompromisowo, wystawiając kolekcję
płyt i książek w równie widoczne miejsce oszukując samą siebie, że ma to na
celu jedynie wyrównanie szans, a nie żałosną próbę odwrócenia uwagi od ścian. W
końcu prezentowana sztuka zakrawała w niektórych kręgach za kontrowersję, a
przy okazji nadawała temu miejscu zbyt oczywisty przekaz. Najpierw nie chciała
o tym rozmawiać. Później okazało się, że zwyczajnie nie potrafi, bo każdy z
argumentów był zręcznie odtrącany przez ukochanego, w emocjonalnej dyskusji,
która kilka miesięcy wcześniej straciła ostatnie cechy merytorycznej. Zbyt dużo
machania rękami, pasji w wypluwaniu śliny i przykrótkich, niedotleniających
oddechów. Więc odpuściła wybierając najprostszą z dróg – mówienie „niepełnej
prawdy”, w środowisku nazywane „wyrafinowaną dyplomacją” i będące niezwykle
cenną umiejętnością. W dodatku znudziło jej się słuchanie tych samych tekstów
kierowanych z premedytacją w jej stronę. Na pamięć znała wyciągany przez
narzeczonego cytat o tym, że kobiety to zwykły błąd natury, upośledzony
cieleśnie oraz duchowo jako przeciwieństwo mężczyzny, przydatny jedynie do
reprodukcji. Kiedyś po takich słowach następowało klepnięcie w tyłek i gromki
śmiech. Ale „kiedyś” to nie „dziś” – będące, w jego mniemaniu, milowym krokiem
oraz „tymi lepszymi czasami”, do których z sentymentem będą wracać w przyszłości.
- Widzę, że mieszkanie robi się
coraz ciaśniejsze – odezwała się Michalina stając nagle w progu i próbując
złapać oddech. – Nie otwierałaś, więc…
- Cześć, kochana! Jezu, nic się
nie zmieniłaś – Ewa podbiegła do koleżanki odbierając jej bagaże. – Zaskoczyłaś
mnie tym telefonem. Zakładałam pierwszeństwo wizyty w domu rodzinnym nad
odwiedzinami starej znajomej. Jak widać wspólne przejścia z pedagogiem szkolnym
w liceum zbliżają ludzi na lata – zaśmiała się. – Dobrze, że jesteś.
- A on nie miał nic przeciwko? To
w końcu kilka dni.
- A on nie miał nic przeciwko, bo
to było zdanie oznajmujące, a nie pytanie. Zresztą póki co nie mamy wspólnoty
majątkowej i on w tej materii, na tych 40 metrach, ma niewiele do powiedzenia.
- Ściany na pewno nie zostały nią
objęte? – Michalina skinęła głową w stronę najbliższej reprodukcji. – Nie
jestem w stanie nawet określić stopnia wyrafinowania jego gustu. No chyba, że
przez ostatnie miesiące doznałaś jakiegoś artystycznego przełomu w swoim życiu,
o czym zapomniałaś mnie poinformować – dodała mrużąc oczy.
- Chodź, głupia, do kuchni.
Najpierw obiad czy flaszka? Mroziłam od rana.
- A ty znasz mnie od wczoraj? –
powiedziała Michalina zamykając drzwi lodówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz